Pogoda była dziś super: słonecznie i w miarę ciepło
jak na listopad. Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer po wsi, tylko poszliśmy
w odwrotnym kierunku niż zawsze. No i zobaczyliśmy wieś z innej perspektywy.
Jutro mam urlop, ale lista spraw do załatwienia się wydłuża.
W pracy ciągle nie mogę się ogarnąć - widzę
ciągły przyrost spraw "to do" i mam wrażenie, że ta lista się nie
skraca, niestety. Wykorzystuję ten przedłużony weekend na nadrobienie chociaż
części zaległości.
Przeczytałam "Gorzko, gorzko" Joanny Bator.
Lubię jej styl pisania, opisy Wałbrzycha i jego mieszkańców. Tym razem
to historia 4 pokoleń kobiet z szansą, że już 4 pokolenie przerwie ciąg
niedostatku miłości.
W pracy raz lepiej, raz gorzej - teraz gorzej, bo z
jednym projektem są problemy, a ja jeszcze nie wiem, jak to rozegrać. Liczyłam,
że po ubiegłym roku, kiedy było dużo zmian w zespole, w tym roku ustabilizowany
zespół ogarnie temat i pójdzie sprawnie. A jest gorzej niż było. Pewnie
za miesiąc nie będę już o tym pamiętać, ale na dziś mnie to wkurza.
U nas dziś na stole rogale świętomarcińskie, mimo że mieszkamy w zupełnie innym województwie. Zamówiłam przez internet i przyszły do paczkomatu, zabezpieczone z certyfikatem oryginalności. Może jeszcze uda się na weekend kupić świeże piersi z gęsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz